Słowa takie jak te powyżej, żarty na temat gwałtu, obwinianie ofiary, pytania, jak była ubrana w momencie gwałtu, dawanie kobietom rad, jak nie zostać zgwałconą - składają się na szerokie pojęcie "kultury gwałtu".
fot. materiały prasowe Gazety Wyborczej
W Stanach Zjednoczonych do języka publicystyki i polityki wszedł także na stałe termin war on women, czyli "wojna przeciwko kobietom". Używa się go do ogólnego określenia działań (głównie legislacyjnych) mających na celu ograniczenie praw kobiet, w szczególności zwłaszcza praw reprodukcyjnych. W Polsce zamiast o "wojnie przeciwko kobietom" słyszymy o "wojnie aborcyjnej" czy "sporze aborcyjnym", odbieranym jako walkę prawicy z lewicą lub też Kościoła Katolickiego z "cywilizacją śmierci", zupełnie wykluczając ze sporu kobiety jako ofiary antyaborcyjnych przepisów.
Terminu "wojna przeciwko kobietom" nie zawahała się użyć w świetle ostatnich wydarzeń prawniczka Monika Płatek. Oto komisja kodyfikacyjna prawa karnego, działająca przy Ministrze Sprawiedliwości jako efekt swojej pracy przedstawiła projekt nowelizacji Kodeksu Karnego zakładającego penalizację kobiety za przerwanie ciąży (o nie, przepraszam, tu kolejna zmiana - "spowodowanie śmierci dziecka poczętego") oraz sprzeczny z postanowieniami niedawno podpisanej Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej powrót do wnioskowego ścigania przestępstwa zgwałcenia. Minister Sprawiedliwości i Premier zapewniają, że do zmian takich nie dojdzie, a projekt ustawy jest jedynie zapisem prywatnych poglądów członków komisji kodyfikacyjnej (której Przewodniczący powoływany jest właśnie przez Premiera na wniosek Ministra Sprawiedliwości). Jeśli nie mamy w tej sytuacji do czynienia z otwartą wojną przeciwko kobietom, to na pewno z wojną dywersyjną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz