wtorek, 4 marca 2014

Imię dla zarodka




              W wydaniu „Dużego Formatu” z 27 lutego 2014 r. w artykule „Musisz pochować 3 milimetry” poruszony został temat wcale nie rzadkiego zjawiska zmuszania rodziców po poronieniu do wypełniania aktów urodzenia i wyprawiania pogrzebów martwo urodzonym dzieciom – nawet tym kilkumilimetrowym.
              Niegdyś głośno było o pozbawianiu kobiet po poronieniach prawa do odebrania ciała płodu i do jego godnego pochówku. Obecnie w wielu szpitalach – może w wyniku tych kontrowersji, a może z powodu światopoglądu osób zarządzających – sytuacja przybrała inny, zgoła absurdalny obrót. Po utracie kilkutygodniowej ciąży kobiety bywają stawiane przed koniecznością wyboru imienia i płci martwego dziecka. Następnie organizowany jest pogrzeb. Łatwo wyobrazić sobie traumę, jaką przeżywają rodzice – ból spowodowany utratą ciąży potęgowany jest głosami, że kilkumilimetrowy zarodek niemal był jak w pełni wykształcone dziecko, które nosi imię i należy mu się pochówek na cmentarzu. Kobiecie zabiera się wybór co do tego, jak powinna traktować utraconą ciążę i narzuca jej się niejako obowiązek przeżywania żałoby.
              W takiej sytuacji znalazła się Iwona – bohaterka tekstu w „Dużym Formacie”. Ciąża kobiety obumarła między szóstym a dziewiątym tygodniem. Długość płodu określono na ok. 3 mm. Iwona trafiła do Szpitala Wojskowego w Żarach, gdzie wywołano u niej poród. Następnego dnia pielęgniarki poinformowały dziewczynę, że musi podać imię i płeć dziecka, bo tak stanowi prawo. Iwona wybrała imię, zastrzegła przy tym, że nie chce odbierać zwłok i życzy sobie, by je spopielono. Pielęgniarki namawiały jednak ją na pochówek dziecka, a nawet kusiły zasiłkiem pogrzebowym.
Tydzień później matka Iwony odebrała telefon z zaproszeniem na pogrzeb wnuczki.  Okazuje się, że szpital w każdym przypadku zleca gminnemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej pochówek martwych dzieci. Ośrodek organizuje pogrzeb i wyrabia akt urodzenia w Urzędzie Stanu Cywilnego. Koszty pochówku pokrywa ZUS. Rzeczniczka szpitala informuje, że szpital nie ma możliwości spopielenia zwłok, dlatego zleca pochówek miastu.
Warte przytoczenia są wypowiedzi zastępcy kierowniczki OPS w Żaganiu dla dziennikarki „Dużego Formatu”: „To jest człowiek. Myśli pani, ze jak kobieta się zrzeknie ciała, to ono samo wyparuje? Dziecko umarło, trzeba je pochować.”, „ośrodek zawsze zadba o godny pogrzeb. Ma być krzyż, mała trumienka i ksiądz”, czy „gdyby dyrektor wojskowego szpitala był ateistą, dzieci szłyby do pieca, ale jest inaczej.”. Nie wydaje się, by w tak przedstawionej sytuacji kobieta miała możliwość jakiegokolwiek wyboru.

              Zjawisko stawiania rodziców przed koniecznością pochówku obumarłego płodu oraz wyboru jego imienia i płci rodzi liczne pytania natury prawnej. Tym bardziej, że we wspomnianym szpitalu pielęgniarki mówiły wprost, że „takie jest prawo”. A więc jak jest w rzeczywistości?
Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi z dnia 7 grudnia 2001 r. (będącym aktem wykonawczym do ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r.) za zwłoki uważa się ciała dzieci martwo urodzonych, bez względu na czas trwania ciąży. Do czasu wydania tego rozporządzenia, zwłoki płodu do 22 tygodnia określane były jako „szczątki”, co nierzadko tworzyło problemy dla rodziców chcących na własną rękę zorganizowań pogrzeb.
To samo rozporządzenie stanowi w § 7: Zwłoki dzieci martwo urodzonych są chowane przez osoby uprawnione, o których mowa w art. 10 ust. 1 ustawy; na wniosek osób uprawnionych zwłoki te mogą być spopielone przez zakłady opieki zdrowotnej dysponujące odpowiednimi urządzeniami do tego celu.
Osobami uprawnionymi są w tym przypadku bliscy zmarłego (małżonek, krewni i powinowaci wg stopnia określonego w ustawie).
Co zaś się tyczy sporządzenia aktu urodzenia, ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych stanowi: W przypadku dziecka martwo urodzonego, bez względu na czas trwania ciąży, dla którego na wniosek osoby uprawnionej do pochowania, o której mowa w art. 10 ust. 1, sporządzono kartę zgonu, dla celów określonych w ust. 5 nie jest wymagana adnotacja urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu.
To znaczy, że gdyby w przypadku historii Iwony szpital uszanował jej prośbę o spopielenie zwłok, nie byłoby konieczne rejestrowanie dziecka w USC, a tym samym wybór jego imienia i płci.
Potwierdza to Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia w wypowiedzi dla „Dużego Formatu”: „Do ich pochowania, zwłaszcza tych z bardzo wczesnych ciąż, nie jest konieczna rejestracja w USC. Szpital powinien wystawić zaświadczenie lekarskie stwierdzające pochodzenie szczątków. Nie jest konieczne, ani określanie płci ani nadanie imienia”.
Rzecznik dodaje także: „W przypadku utraty wczesnej ciąży rodzice mają prawo do pochówku płodu, ale to nie obowiązek. Pacjentka ma prawo wiedzieć o możliwości pochowania płodu, jak i zostawienia go w szpitalu. Lecznica może zlecić spopielenie zwłok (prochy trafią do zbiorowej mogiły, kolumbarium) lub zlecić pochówek gminie. Nie ma obowiązku informowania rodziców, gdzie jest grób.”
Bohaterka artykułu zgłosiła sprawę do prokuratury pod kątem poświadczenia nieprawdy w dokumentach państwowych przez personel medyczny. W dokumentach podano przecież płeć dziecka, której nie sposób określić na tym etapie ciąży - w takim wypadku powinny zostać przeprowadzone badania genetyczne ustalające płeć płodu.

Warto na koniec dodać, że każdej kobiecie, która znalazła się w opisanej sytuacji przysługują roszczenia o zadośćuczynienie z tytułu naruszenia dóbr osobistych (takich jak zdrowie i integralność psychiczna, godność czy swoboda sumienia) bądź też zadośćuczynienie z tytułu rozstroju zdrowia i wynikającej z tego krzywdy (bohaterka tekstu po zdarzeniu musiała rozpocząć terapię u psychologa, miała lęki i objawy stresu pourazowego). 


tekst opublikowano pierwotnie na blogu Kancelarii Naworska Marszałek Jarzembska sp.k http://kancelariaknmp.blogspot.com/2014/03/imie-dla-zarodka.html

artykuł "Dużego Formatu": 




piątek, 7 lutego 2014

Tajemnica lekarska a obowiązek zawiadomienia o przestępstwie


W temacie przemocy domowej, a także w świetle ostatniej nowelizacji Kodeksu Karnego wprowadzającej publicznoskargowe ściganie przestępstwa zgwałcenia pojawia się następujące pytanie – czy lekarz, który w trakcie badania lub udzielania pomocy medycznej powziął informacje o przestępstwie bądź samo podejrzenie o jego popełnieniu powinien powiadomić o tym fakcie wymiar sprawiedliwości? Czy priorytet w tym przypadku ma obowiązek zachowania tajemnicy lekarskiej czy też obowiązek poinformowania o przestępstwie? Jakimi sankcjami jest on zabezpieczony?


Tzw. obowiązek denuncjacji, tj. zawiadomienia o popełnieniu bądź podejrzeniu popełnienia przestępstwa, regulowany jest przez trzy przepisy prawa – z kodeksu karnego, kodeksu postępowania karnego i jeden przepis szczególny ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie:

Art.240. Kodeksu karnego
§1.Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego określonego w art. 118, 118a, 120-124, 127, 128, 130, 134, 140, 148, 163, 166, 189, 252 lub przestępstwa o charakterze terrorystycznym, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§2.Nie popełnia przestępstwa określonego w § 1, kto zaniechał zawiadomienia, mając dostateczną podstawę do przypuszczenia, że wymieniony w § 1 organ wie o przygotowywanym, usiłowanym lub dokonanym czynie zabronionym; nie popełnia przestępstwa również ten, kto zapobiegł popełnieniu przygotowywanego lub usiłowanego czynu zabronionego określonego w § 1.
§3.Nie podlega karze, kto zaniechał zawiadomienia z obawy przed odpowiedzialnością karną grożącą jemu samemu lub jego najbliższym.

Artykuł ten jest jedynym określającym prawny obowiązek zawiadomienia o przestępstwie  zabezpieczony sankcjami (karą pozbawienia wolności do lat trzech). Istotny jest jednak fakt, że przepis ten zawęża obowiązek denuncjacji jedynie do określonej grupy najcięższych przestępstw, głównie wymierzonych w bezpieczeństwo powszechne, na gruncie tego tekstu istotne będą dwa ze wskazanych przestępstw: zabójstwo oraz pozbawienie wolności. Obowiązek poinformowania nie dotyczy tylko samego dokonania czynu, ale także jego form stadialnych – przygotowania bądź usiłowania. Lekarz (a w zasadzie każdy, kto posiada informacje o zdarzeniu – artykuł ten tworzy powszechny obowiązek) nie tylko powinien, a wręcz ma prawny obowiązek powiadomienia organów ścigania, np. gdy obrażenia pacjenta wskazują na usiłowanie zabójstwa.


Art.304. Kodeksu Postępowania Karnego
§1.Każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub Policję. Przepis art. 191 § 3 stosuje się odpowiednio.
§2.Instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub Policję oraz przedsięwziąć niezbędne czynności do czasu przybycia organu powołanego do ścigania przestępstw lub do czasu wydania przez ten organ stosownego zarządzenia, aby nie dopuścić do zatarcia śladów i dowodów przestępstwa.
§3.Zawiadomienie o przestępstwie, co do którego prowadzenie śledztwa przez prokuratora jest obowiązkowe, lub własne dane świadczące o popełnieniu takiego przestępstwa Policja przekazuje wraz z zebranymi materiałami niezwłocznie prokuratorowi.

Przepis statuuje „społeczny obowiązek zawiadomienia”, co znaczy, że nie jest on egzekwowany w drodze przymusu państwowego, niewywiązanie się z tego obowiązku nie jest zagrożone żadną sankcją prawną, podlega jedynie ocenie moralnej i społecznej.


Ustawa z dnia 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie
Art. 12.
1. Osoby, które w związku z wykonywaniem swoich obowiązków służbowych lub zawodowych powzięły podejrzenie o popełnieniu ściganego z urzędu przestępstwa z użyciem przemocy w rodzinie, niezwłocznie zawiadamiają o tym Policję lub prokuratora.
2. Osoby będące świadkami przemocy w rodzinie powinny zawiadomić o tym Policję, prokuratora lub inny podmiot działający na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie.

Przepis ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie także ustanawia obowiązek poinformowania Policji lub prokuratora o podejrzeniu przestępstwa, zawęża jednak znacznie zakres tego obowiązku – dotyczy on tylko przestępstw ściganych z urzędu, i to takich z użyciem przemocy w rodzinie. Podmiotowo obowiązek obejmuje osoby, które uzyskały informacje w związku z wykonywaniem swoich obowiązków służbowych lub zawodowych (na gruncie tego tekstu będzie to lekarz, pielęgniarka czy też inny pracownik medyczny). Obowiązek znowu ma jednak jedynie charakter społeczny, gdyż przepis nie przewiduje żadnych sankcji za jego niewykonanie.

Dodatkowo, istnieje art. 572 Kodeksu Postępowania Cywilnego normujący społeczny obowiązek powiadomienia sądu opiekuńczego - "Każdy, komu znane jest zdarzenie uzasadniające wszczęcie postępowania z urzędu, obowiązany jest zawiadomić o nim sąd opiekuńczy."

Jak te przepisy mają się do obowiązku zachowania tajemnicy lekarskiej?

Zgodnie z art. 40 ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty lekarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy informacji związanych z wykonywaniem zawodu. Podobny obowiązek konfidencji dotyczy wszystkich pracowników medycznych, a więc także pielęgniarek, położnych, ratowników medycznych itd.
W doktrynie przyjmuje się, że obowiązek dochowania tajemnicy lekarskiej jest zasadą nadrzędną nad społecznym obowiązkiem denuncjacji (choćby dlatego, że za ujawnienie tajemnicy zawodowej grozić może grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 w myśl Kodeksu Karnego). Ustęp drugi wspomnianego artykułu ustawy o zawodzie lekarza wymienia wyjątki od obowiązku zachowania tajemnicy – za istotne dla nas uznać można: przypadki, gdy tak stanowią przepisy ustawy (wyrażone wprost, jak art. 240 KK), zgoda pacjenta na ujawnienie związanych z nim informacji, a także sytuacja, w której dochowanie tajemnicy narażałoby na niebezpieczeństwo zdrowie lub życie pacjenta bądź innych osób. Nadal jednak nie oznacza to obowiązku zawiadomienia o przestępstwie, lecz jedynie taką możliwość.



Mówiąc obrazowo – gdy do lekarza zgłosi się pobita czy zgwałcona kobieta, nie ma on teoretycznie prawnego obowiązku informowania organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Priorytetowa w tej sytuacji jest zasada zachowania tajemnicy lekarskiej. Z obowiązku zachowania tajemnicy lekarz może zwolnić się uzyskując zgodę pacjentki na zawiadomienie organów ścigania o przestępstwie i ujawnienie informacji z tym związanych. Innym wyjątkiem od zasady będzie uzasadnione zagrożenie dla zdrowia lub życia pacjenta lub innych osób – stosowanie przemocy w rodzinie niewątpliwie może powodować zagrożenie dla życia lub zdrowia, uznać można więc to za okoliczność zwalniającą z obowiązku zachowania tajemnicy lekarskiej i dającą możliwość powiadomienia Policji lub prokuratury. I miejmy nadzieję, że takie zachowanie personelu medycznego stanie się powszechnie przyjętą praktyką. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Dostęp do antykoncepcji awaryjnej. Czy lekarz może odmówić wypisania recepty na "pigułkę po"?

Podstawą praw reprodukcyjnych kobiety jest swobodny dostęp do antykoncepcji. Antykoncepcja awaryjna, tzw. pigułka po stosunku także jest formą antykoncepcji, często niesłusznie myloną ze środkami wczesnoporonnymi. Środki wczesnoporonne, podobnie jak inne formy przerwania ciąży, są w Polsce, wyłączając pewne warunki, zabronione na mocy ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności ciąży. Dostępne w Polsce produkty stanowiące antykoncepcję awaryjną są nierefundowanymi lekami dostępnymi wyłącznie na receptę (warto zaznaczyć, że receptę taką może wypisać każdy lekarz, nie tylko ginekolog), a jako leki powinny być dostępne dla pacjenta, który ich potrzebuje.


Czy w takim razie lekarz może odmówić wypisania recepty na "pigułkę po stosunku"? W obecnym systemie prawnym teoretycznie zezwala na to tzw. klauzula sumienia, na którą często powołują się lekarze, wyrażona w art. 39 ustawy z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Artykuł ten stanowi, że lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, ma jednak wówczas obowiązek wskazania realnych możliwości uzyskania tego świadczenia oraz uzasadnienia i odnotowania faktu odmowy w dokumentacji medycznej. Na takim stanowisku stoi także Rzecznik Praw Pacjenta, który przecież powinien bronić praw pacjentów i ich dostępu do świadczeń zdrowotnych. Dokonując wykładni ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty spróbuję dowieść, że prawo do stosowania klauzuli sumienia jest przez lekarzy nawet nie tyle nadużywane, co często wykorzystywane wbrew prawu.

Wbrew temu co twierdzą lekarze odmawiający wypisywania recept na środki antykoncepcyjne, sytuacja ta nie jest wcale tak oczywista, jeśli weźmiemy pod uwagę art. 30 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, wyłączający możliwość zastosowania klauzuli sumienia. Określa on obowiązek lekarza do udzielenia pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, oraz w innych przypadkach niecierpiących zwłoki. Jak pisze sędzia Mariusz Żelichowski w swoim artykule "przypadek niecierpiący zwłoki definiuje nie tyle rodzaj prawdopodobnych niekorzystnych skutków (ciężkich lub lekkich) dla życia i zdrowia pacjenta, co niemożność odłożenia (przesunięcia) w czasie pomocy lekarskiej, której niezwłoczne udzielenie przez lekarza, według wiedzy i doświadczenia medycznego, może zapobiec powstaniu u pacjenta takich skutków." Jak wiadomo, aby antykoncepcja awaryjna była skuteczna, powinna być przyjęta w ciągu 72 godzin od stosunku - udzielenie świadczenia zdrowotnego nierzadko nie może być już bardziej odłożone w czasie, jeśli ma być skuteczne. Pozwala to więc na zakwalifikowanie tej sytuacji jako przypadek niecierpiący zwłoki, zgodnie z powszechnie przyjętym rozumieniem tego terminu. Za takim rozumieniem artykułu 30 ustawy przemawia wykładnia językowa przepisu oraz fakt, że ustawodawca nieprzypadkowo zawiera w tekstach prawnych katalogi otwarte - zazwyczaj służą one temu, by zapewnić jednostce możliwie szeroką ochronę.

wtorek, 17 grudnia 2013

Czym jest "kultura gwałtu" i "wojna przeciwko kobietom"?

W języku angielskim powszechnie funkcjonują pojęcia takie jak rape culture czy victim blaming, nieobecne w takiej formie w języku polskim. Nie tak dawno temu jednak temat ten stał się wyjątkowo głośny w naszym kraju za sprawą kilku, jak to nazwano, "niefortunnych" wypowiedzi w mediach. Najpierw w komentarzu na temat zgwałcenia kobiety w Lesie Kabackim w Warszawie burmistrz Ursynowa dziwił się czemu kobieta biegała w lesie po zmroku i odradzał to innym. Innym razem pewien seksuolog, nota bene biegły sądowy, stwierdza, że kobieta "poszła z facetem na drinka lub spotkanie i potem jest zdziwiona, że doszło wbrew jej woli do stosunku". Wypowiedź ta wywołała falę krytyki oraz medialną dyskusję na temat tego, czy istnieje usprawiedliwienie dla gwałtu (gdyby ktoś miał wątpliwości - wyrok Sądu Najwyższego, sygn. akt III KK 47/08 - "Zgoda pokrzywdzonej na rozmowę czy też pewne formy zbliżenia, choćby lekkomyślna, nie ma cech prowokacji, a skazany stosując przemoc przekracza granice intymności pokrzywdzonej wbrew jej jednoznacznie wyrażanemu sprzeciwowi.")
Słowa takie jak te powyżej, żarty na temat gwałtu, obwinianie ofiary, pytania, jak była ubrana w momencie gwałtu, dawanie kobietom rad, jak nie zostać zgwałconą - składają się na szerokie pojęcie "kultury gwałtu". 


 fot. materiały prasowe Gazety Wyborczej

W Stanach Zjednoczonych do języka publicystyki i polityki wszedł także na stałe termin war on women, czyli "wojna przeciwko kobietom". Używa się go do ogólnego określenia działań (głównie legislacyjnych) mających na celu ograniczenie praw kobiet, w szczególności zwłaszcza praw reprodukcyjnych. W Polsce zamiast o "wojnie przeciwko kobietom" słyszymy o "wojnie aborcyjnej" czy "sporze aborcyjnym", odbieranym jako walkę prawicy z lewicą lub też Kościoła Katolickiego z "cywilizacją śmierci", zupełnie wykluczając ze sporu kobiety jako ofiary antyaborcyjnych przepisów. 

Terminu "wojna przeciwko kobietom" nie zawahała się użyć w świetle ostatnich wydarzeń prawniczka Monika Płatek. Oto komisja kodyfikacyjna prawa karnego, działająca przy Ministrze Sprawiedliwości jako efekt swojej pracy przedstawiła projekt nowelizacji Kodeksu Karnego zakładającego penalizację kobiety za przerwanie ciąży (o nie, przepraszam, tu kolejna zmiana -  "spowodowanie śmierci dziecka poczętego") oraz sprzeczny z postanowieniami niedawno podpisanej Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej powrót do wnioskowego ścigania przestępstwa zgwałcenia. Minister Sprawiedliwości i Premier zapewniają, że do zmian takich nie dojdzie, a projekt ustawy jest jedynie zapisem prywatnych poglądów członków komisji kodyfikacyjnej (której Przewodniczący powoływany jest właśnie przez Premiera na wniosek Ministra Sprawiedliwości). Jeśli nie mamy w tej sytuacji do czynienia z otwartą wojną przeciwko kobietom, to na pewno z wojną dywersyjną.

środa, 28 sierpnia 2013

Przemoc ekonomiczna - nowy termin, stary problem

Pozostając w tematyce przemocy domowej, warto poruszyć temat przemocy ekonomicznej. Pojęcia przemocy fizycznej czy psychicznej najczęściej nie wymagają tłumaczenia, inaczej sprawa ma się jednak z terminem "przemoc ekonomiczna".


Przemoc ekonomiczna to sytuacja, gdy sprawca używa pieniędzy albo innych środków materialnych do zaspokojenia swojej potrzeby władzy i kontroli nad partnerem/-ką. Może polegać na wydzielaniu pieniędzy, kontrolowaniu wydatków, pełnym ekonomicznym podporządkowaniu sobie ofiary, utrudnianiu jej podjęcia pracy zarobkowej, ale też na całkowitym przerzuceniu odpowiedzialności finansowej za utrzymanie domu na współmałżonka/-kę, trwonieniu pieniędzy przeznaczonych na utrzymanie rodziny itp.


Wiele z ofiar tej formy przemocy nie zdaje sobie nawet sprawy, że zachowania sprawcy są czymś nagannym. Do doświadczania przemocy ekonomicznej w badaniu TNS OBOP przyznało się 8% respondentek/-ów, chociaż amerykańskie badania wskazują, że przemoc ekonomiczna aż w 90% współistnieje z innymi formami przemocy domowej. Skąd taka zależność? Przemoc ekonomiczna jest formą przemocy psychicznej, ma na celu zadanie ofierze cierpień psychicznych, poniżenie jej, osłabienie poczucia własnej wartości, tym samym utwierdza kobietę w pozycji ofiary. Dodatkowo, co jest oczywiste, zależność ekonomiczna utrudnia decyzję o odejściu od stosującego przemoc partnera.

Problemu przemocy ekonomicznej nie zauważa duża część społeczeństwa - we wspomnianym badaniu OBOP-u jedna trzecia Polaków wydzielanie pieniędzy i kontrolowanie wydatków współmałżonka uważa za przejaw gospodarności. Jak pokazują komentarze pod tym wywiadem (skądinąd wyczerpującym i wartym  przeczytania) Polacy często zapominają, że przemoc nie jest czymś, czego doświadcza się na własne życzenie i nie każda sytuacja, gdy to jeden ze współmałżonków utrzymuje rodzinę będzie czymś nagannym. Warto przypomnieć treść art. 27 Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego, który mówi, że zaspokajanie potrzeb rodziny może w całości lub części polegać na osobistych staraniach o wychowanie dzieci i na pracy we wspólnym gospodarstwie domowym.

Przemoc ekonomiczna wydaje się także nie istnieć dla polskiego prawa. Kara za jej stosowanie wymierzona może być tylko na ogólnych podstawach, np. dotyczących przestępstwa znęcania się. Brak także specjalnych mechanizmów zabezpieczających przed zależnością ekonomiczną od współmałżonka. Rząd za to stara się jeszcze bardziej osłabić pozycję kobiet na rynku pracy, np. wydłużając długość urlopu macierzyńskiego, próbując tym samym ratować system emerytalny.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Przestępstwo znęcania się - art. 207 KK

Art. 207 [Znęcanie się]
§ 1. Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 2. Jeżeli czyn określony w § 1 połączony jest ze stosowaniem szczególnego okrucieństwa, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.

Choć treść artykułu 207 Kodeksu Karnego rozszerza zakres ochrony na osoby małoletnie lub nieporadne ze względu na stan psychiczny lub fizyczny, niespokrewnione ze sprawcą (do znęcania może dojść więc np. także w szkole czy szpitalu), to wieloletnia praktyka wymiaru sprawiedliwości wskazuje, że ofiarami przestępstwa znęcania się są w ogromnej większości przypadków członkowie rodziny sprawcy, przede wszystkim żona i dzieci (tak wypowiedział się Sąd Najwyższy w uchwale z 9 czerwca 1976 r., VI KZP 13/75). Z danych statystycznych dostarczonych przez Ministerstwo Sprawiedliwości wynika, że 3/4 ofiar przestępstwa znęcania się to kobiety. Stąd też art. 207, jako główny instrument ochrony prawnej kobiet przed przemocą w rodzinie, zasługuje na wnikliwe omówienie.

Przede wszystkim - czym jest znęcanie? 
Treść przepisu nie definiuje pojęcia, jednak wywieść z niej można, że jest to zadawanie fizycznego lub psychicznego cierpienia osobie znajdującej się w jakimś stosunku zależności od sprawcy. Wspomniana wcześniej uchwała SN wyjaśnia: "Ustawowe określenie: "znęca się" oznacza działanie albo zaniechanie, polegające na umyślnym zadawaniu bólu fizycznego lub dotkliwych cierpień moralnych, powtarzającym się albo jednorazowym, lecz intensywnym i rozciągniętym w czasie." 
Istotą przestępstwa znęcania się jest więc jego powtarzalność, czy też długi czas trwania. Prof. Konarska-Wrzosek  zauważa, że poszczególne czyny składające się na przestępstwo znęcania mogą niekiedy w ogóle nie być karalne i wydawać się mieć łagodny wydźwięk, jednak rozpatrywane łącznie mogą wywoływać dotkliwe cierpienia ofiary. W doktrynie podkreśla się jednak niekiedy, że znęcanie się jest przestępstwem umyślnym i kierunkowym, tzn. działania sprawcy muszą mieć na celu sprawienie cierpień fizycznych czy psychicznych.

Nie sposób stworzyć zamkniętego katalogu czynów, które składać się mogą na znęcanie się - mogą polegać one na działaniu, np. bicie, wyzywanie, popychanie,grożenie,  molestowanie seksualne, okazywanie pogardy, zakłócanie snu, niszczenie własności, czy też na zaniechaniu, np. dręczenie głodem, niewezwanie lekarza do osoby chorej, pozostawienie dziecka lub osoby chorej bez opieki.

Skala problemu
W 2007 r. TNS OBOP na zlecenie Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej przeprowadził badanie, mające na celu rozpoznanie postaw Polaków wobec problemu przemocy w rodzinie. Z badań wynika, że przemoc w rodzinie jest zjawiskiem dostrzegalnym w polskim społeczeństwie i dotyczy on średnio ok. połowy polskich rodzin (!). Aż 64% respondentów odpowiedziało, że zna w swoim otoczeniu rodziny, w których dochodzi do różnych form przemocy. Co ciekawe, respondenci zwykli zaniżać poziom zjawiska im bliżej ich miejsca zamieszkania (tj. najniższy poziom przemocy wskazywali w najbliższej okolicy,a wyższy w miejscowości, województwie czy całej Polsce).
Zatrważające są także wyniki dotyczące postawy respondentów wobec zjawiska przemocy w rodzinie - połowa badanych uważa, że ofiary przemocy akceptują swoją sytuację, a jedna czwarta - że sprawca zaprzestanie przemocy, gdy nie będzie prowokowany.
Z pomocy dla rodzin dotkniętych przemocą korzystała jedynie co piąta rodzina (21%), pomoc ta najczęściej ograniczała się do interwencji Policji.

Działania sądów

Przestępstwo z art. 207 KK zagrożone jest karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności, a w formach kwalifikowanych - w połączeniu ze stosowaniem szczególnego okrucieństwa oraz gdy skutkiem działań jest targnięcie się ofiary na swoje życie - odpowiednio do 10 i 12 lat pozbawienia wolności. 
Dodatkowo sprawcy można wymierzyć odpowiednie środki karne (lub probacyjne - w przypadku warunkowego zawieszenia wykonania kary): zakaz zbliżania się do pokrzywdzonego, nakaz opuszczenia lokalu zajmowanego wspólnie z pokrzywdzonym, a od 2010 roku także nałożenie obowiązku uczestnictwa w programach korekcyjno-edukacyjnych, obowiązek powstrzymywania się od przebywania w określonych środowiskach lub miejscach, obowiązek powstrzymania się od kontaktu z pokrzywdzonymi lub innymi osobami. Liczba orzeczeń o tych środkach karnych jest jednak znikoma (rzędu kilkuset orzeczeń rocznie na kilkanaście tysięcy postępowań).

Zgodnie z udostępnionymi przez Ministerstwo Sprawiedliwości danymi za 2011 rok z art. 207 par. 1 KK osądzono łącznie 16.077 osób (porównywalnie do roku 2010),  z czego skazano 13.588, w tym: na karę bezwzględnego pozbawienia wolności skazano jedynie 1.718 osób, a 11.088 osobom wymierzono karę pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania. 
Średni czas trwania wymierzonej kary pozbawienia wolności do okres od 6 miesięcy do 1 roku.

środa, 14 sierpnia 2013

O ściganiu przestępstwa zgwałcenia z urzędu słów kilka



 
„Kobieto, masz prawo!”  Tytuł ten wydawać się może truizmem. Od czasów sufrażystek wiele się zmieniło od strony prawnej,  dużo jest jednak jeszcze do zrobienia w kwestii znajomości i rozumienia tego prawa, a przede wszystkim jego stosowania.

Jako przykład wystarczy wspomnieć o przestępstwie zgwałcenia, które to ścigane było do tej pory tylko na wniosek ofiary. Po niedawnej nowelizacji Kodeksu Karnego (Ustawa z dnia 13 czerwca 2013 r. o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz ustawy – Kodeks postępowania karnego, Dz.U. 2013 poz. 849), po upływie 6 miesięcznego vacatio legis przestępstwo zgwałcenia - podobnie jak przestępstwa doprowadzenia do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności prawnej przez wykorzystanie bezsilności, braku zdolności osoby do rozpoznania znaczenia czynu oraz przez wykorzystanie jej krytycznego położenia lub stosunku zależności – będzie ścigane w trybie publicznoskargowym, tj. z urzędu. 
Oznacza to, że organy ścigania po uzyskaniu informacji o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zobowiązane są niezwłocznie podjąć działania mające na celu wykrycie sprawcy i zebranie dowodów. Informacja ta nie musi mieć formy oficjalnego zgłoszenia, dopuszczalne są źródła anonimowe czy nawet informacje w Internecie.

Należy wspomnieć, że nowelizacja ta nie miała miejsca bez przyczyny - implementuje ona przepisy  dyrektyw UE (więcej tu) oraz jest efektem podpisania przez Polskę konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Utrzymanie status quo mogłoby mieć dla Polski negatywne skutki nie tylko wizerunkowe, ale też finansowe.

Długo opierano się przed wprowadzeniem publicznoskargowego trybu ścigania zgwałcenia - jak można przeczytać w tym świetnym artykule "Polityki", Polska jest jednym z dwóch ostatnich krajów w Europie,  w których przestępstwo to ścigane jest na wniosek ofiary. 
Głównym argumentem przeciwników publicznoskargowego trybu wszczynania dochodzenia jest zjawisko tzw. wtórnej wiktymizacji ofiary, tj. konieczności powtórnego przechodzenia przez nią traumy związanej z gwałtem - w trakcie dochodzenia, a później procesu. W tym momencie dochodzimy do myśli przewodniej tego posta - nie wystarczy, że prawo będzie dobre, za tym musi iść także dobra praktyka jego stosowania. Wtórna wiktymizacja mogłaby zostać ograniczona do minimum, gdyby zadbano w tym zakresie o odpowiednie rozwiązania proceduralne oraz właściwe przeszkolenie pracowników służb ścigania. Ustawodawca, w uzasadnieniu projektu nowelizacji powołuje się na lepsze niż kiedyś merytoryczne przygotowanie i kulturę pracowników wymiaru sprawiedliwości. Dopiero teraz jednak Prokuratura Generalna wdraża Program Postępowania w Sprawach o Gwałt, Ochrony Ofiar i Unikania ich Wtórnej Wiktymizacji (co, tak czy inaczej, zasługuje na pochwałę).
Ustawa nowelizacyjna statuuje także zmiany w Kodeksie Postępowania Karnego, mające na celu ograniczenie wtórnej wiktymizacji - wprowadzona ma zostać zasada, że ofiara przestępstwa seksualnego w trakcie postępowania przesłuchana będzie tylko raz (w przyjaznym pomieszczeniu i w obecności psychologa),  a jej zeznania zostaną nagrane w postaci obrazu i dźwięku i odtworzone na rozprawie sądowej.
 Innym argumentem przeciwników wszczynania dochodzenia z urzędu jest możliwy, wg nich, proceder składania fałszywych zawiadomień o popełnieniu przestępstwa zgwałcenia. Argument ten wydaje się o tyle nietrafiony, że do takiej sytuacji dochodzić mogło i w dotychczasowo obowiązującym stanie prawnym. Dodatkowo, problem nie dotyczy znów samego rozwiązania prawnego, ale jego praktyki - zadaniem organów ścigania jest rzetelne i wnikliwe zbadanie sprawy i zebranie dowodów, a sądu - ich ocena, tak by nie dochodziło do niesłusznych skazań.

Jedną z największych zalet nowelizacji, co podkreśla też ustawodawca, będzie niewątpliwie wzrost liczby ujawnionych przestępstw. Do tej pory ofiary często bały się zgłaszać przestępstwo, spotykając się z groźbami czy szantażem ze strony sprawcy. Teraz odpowiedzialność za wszczęcie dochodzenia nie będzie ich wyłącznym ciężarem. Ściganie zgwałceń z urzędu, co być może jest najważniejszym skutkiem nowelizacji, doprowadzić ma do spadku poczucia bezkarności sprawców, a tym samym, miejmy nadzieję, rzeczywistego spadku ich liczby (przy oczywiście większej liczbie ujawnianej w statystykach).